09.

09.

Mieszanka pt. dwa duże Dziki wypite w krótkim czasie+stres+okres+słodycze zaowocowała takimi problemami żołądkowymi, że ja pierdzielę. Bolało mnie wszystko, od żołądka po jelito grube i nic tylko latałam do sracza jak na skrzydłach… Dzisiaj rano z kolei zaczął napieprzać mnie żołądek, więc sięgnęłam po ostateczność, czyli ekstremalnie ohydny syropek Esoxx One i… przeszło, jak ręką odjął.
Ileż to razy mówię sobie, że nie będę żreć jak świnia, że kijem nie dotknę energoli i ileż to razy łamię tę zasadę, a potem mam problemy… Tak, logika schizofrenika i logika mojego zaburzonego łba.

Dzisiejszy dzień udało się nam spędzić aktywnie – zrobiliśmy dwugodzinny, sześciokilometrowy spacer po lesie. Tym razem nie brałam aparatu, bo byliśmy bardziej skupieni na chodzeniu. Co oczywiście nie znaczy, że nie zrobiłam pewnej ilości fotek telefonem. :) Fotorelację jak zawsze możecie obejrzeć tutaj. Część zdjęć robiłam w silnym świetle słonecznym, także tu i tam widać, że nie miałam pojęcia co fotografuję xD, ale nie wyszło źle. :)

Po południu wrzuciłam to i owo na swoje blogi i Instagramy, a wieczorem wzięłam się za realizację spontanicznego pomysłu rysunkowego.

Poszło szybko i tak oto prezentuje się efekt końcowy. :)

13 marca wpadła renta i wyszło, że dobrotliwy ZUS dał mi 200 zł podwyżki – także spełniliśmy nasze nieśmiałe postanowienie i wykupiliśmy karnety na siłownię. Mamy zacząć jutro, czyli w sumie już dziś.
Kupiliśmy różne rzeczy, bo oczywiście wyszło, że nic nie mamy. Dwie koszulki z zabawnymi napisami specjalnie na siłkę, dla Misia i dla mnie – no bo cóż, jako schizofrenik ogólnie nie mam w sobie za wiele dystansu, ale akurat do mojej otyłości mam ogromny. Nie będę okłamywać ani siebie, ani świata, że to fajne, zdrowe i piękne. Chcę żyć ZDROWO – i dlatego zamierzam schudnąć. Moja waga zaczyna mi coraz bardziej dokuczać i przeszkadzać, a też nie mam już 20 lat. Po to idę na siłownię ćwiczyć, a nie do McDonalda wpieprzać hamburgery – logiczne, nie? A jak ktoś chciałby mi powiedzieć coś miłego, no to cóż – grubas przy chęci i wysiłku schudnie… a cham pozostanie chamem.

Anyway. Do tego spodenki – dla mnie i torbę – dla Misia. Buty na szczęście mamy z odzysku i wystarczyło je wyprać. Torbę też mam, bo jeszcze zanim wyskoczyła mi ta sprawa z przepukliną, mama kupiła mi fajną torbę w promocji w jednej z sieciówek. :)
No i ogólnie jesteśmy gotowi. Trochę mi słabo na myśl o takim wysiłku – dla spaślaka godzina ćwiczeń to wysiłek – ale przecież im więcej będę ćwiczyć, tym lepsze będą efekty i będę czuła się coraz lepiej.

Temat klimatyzacji na razie stoi w miejscu, jutro przycisnę mamę, żeby zadzwoniła gdzie trzeba. Temat notariusza i naszego przyszłego domu także stoi w miejscu – ale niedługo teść ma dłuższy urlop, więc Miś będzie notorycznie nagabywał. Chociaż znając opieszałość i niechęć teściów do czegokolwiek, nie wiadomo czy nie będziemy musieli pofatygować się do Łodzi osobiście i zaciągnąć ich wołami…
Przepraszam moich czytelników 60+, ale naprawdę dałoby się fajnie i sprawnie załatwić mnóstwo rzeczy, gdyby ludzie z pokolenia baby boomers wykazywali choćby minimum dobrej woli i chęci pomocy własnym dzieciom…

No i to chyba wszystko, jak na razie.
Pokażę jeszcze TRYPTYK, który udało mi się zrobić wczoraj. :)

…i trochę mądrości z gry.

Dobranoc.

2 thoughts on “09.

  1. Karnety, to już początek, życzę wytrwałości, podobno po 21. dniu wchodzi w nawyk.
    Fajnie wyszła ta praca, podziwiam!
    Energetyki mnie przerażają, to podobno fatalne dla wątroby, zostaw!

    1. Niedługo się wybieramy. :) Wybralibyśmy się wcześniej, ale dzięki Lerivonowi znowu spałam do 11:30.

      Dziękuję. :)

      Owszem, są bardzo niezdrowe i szkodliwe dosłownie na wszystko. U mnie cierpi po nich głównie żołądek… Na moje nieszczęście, jestem uzależniona od kofeiny i niestety taki Dzik który ma jej aż 200 mg na ileś tam, jest dla mnie bardzo kuszący. :(

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasze strony wykorzystują pliki cookies (cisteczka).
Nota prawna
Zarządzanie cookies
AKCEPTUJĘ