05.

05.

Dzisiaj stwierdziliśmy, że udamy się do pobliskiego warsztatu i zostawimy auto. Wcześniej jednak spotkała nas niemiła przygoda. Usiłowałam dostać się do szafy, żeby sprawdzić, czy jest tam moja kurtka… i nagle słyszymy z pierwszego pokoju głośne JEB CIUL DUP. Co się stało? Spadł zegar… Miś go przewiesił w inne miejsce, żeby Koper go nie drapał… i okazało się, że taśma dwustronna była za słaba. Zegar potrzaskał się w pizdu, a jako że miał szklaną szybkę – musieliśmy błyskawicznie posprzątać, żeby kotki przygłupki przypadkiem nie zrobiły sobie krzywdy. Moja mama bardzo lubiła ten zegar, ale że w marcu ma urodziny, to może kupię jej jakiś nowy na Allegro – bo i tak nie mam lepszego pomysłu na prezent dla niej.

Słuchajcie, od razu mam wielką prośbę: jeśli znacie jakieś przesądy związane ze spadaniem zegarów, zachowajcie je dla siebie. Bo takie coś triggeruje mi lęki i to często bardzo silne. Także, no sorry – zadziałały prawa fizyki i to wszystko.

W końcu po inbie z zegarem pojechaliśmy do mechanika. Dosłownie dwie ulice dalej. Facet szybko zlokalizował problem – rozwalił się jeden z przewodów, którym płynie płyn hamulcowy. Może wyrobi się do jutra, a może ogarnie temat dopiero po weekendzie. Oczywiście nie powiedzieliśmy typowi, że jechaliśmy autem z niesprawnymi hamulcami 200 km autostradą. :’) Potem powiedziałam Misiowi, że w sumie to ryzykowaliśmy życiem, żeby jak najszybciej oddalić się od toksycznej rodzinki. :’) Inna sprawa, że z NIKIM innym nie wsiadłabym do niesprawnego auta – nawet z teściem. Miś jest zajebistym kierowcą i jedynym człowiekiem, z którym w samochodzie czuję się w stu procentach bezpiecznie.

Następnie poszliśmy wysłać i odebrać paczki zahaczając o Lidla, ale spacer był średni, bo znowu bolała mnie stopa, a do tego Niura wlokła się jak grube krówsko za karę.

Btw, codziennie robię fotki, mniej i bardziej ważne, i wrzucam je tutaj. :)

No i potem nie robiłam już nic szczególnego, a nawet trochę się zdrzemnęłam na ~godzinę. Obudził mnie Koper, który próbował po mnie chodzić i wbił mi pazury w dupę. xD

Jutro ostatni dzień lutego, a to oznacza, że nadchodzi czas wysiewania koleusów. Kupiłam na Allegro nasiona pięciu fikuśnych odmian. Koleus kupiony kilka miesięcy temu w Leroy Merlin niestety zdechł, a z nasion wysianych we wrześniu ostała się jedna jedyna roślinka – jest już dość spora, ale i w stosunku do niej jestem sceptyczna. Niedługo może przesadzę ją do normalnej doniczki – póki co jest w takiej cienkiej, służącej do wysiewania i pielęgnacji sadzonek. Do tego zamówiłam też perlit – całe 20 litrów, bo tak się opłacało.

Wczoraj w Netto kupiłam z mamą nasiona: smagliczkę nadmorską (smagliczka, how cute :3), aksamitkę wąskolistną i dwie paczuszki maciejki. Te nasiona wysiejemy w kwietniu na balkonie.

Swoją drogą, jedna z roślin posadzonych w zeszłym roku przetrwała zimę (tak, na balkonie, na dworze). Trzeba będzie tylko obciąć trochę suchych badyli.

No i szczęśliwie udało mi się pokonać wełnowce. Zdecydowana większość kaktusów przeżyła ich inwazję. Martwię się tylko o fittonię, bo zmarniała i to po kuracji środkiem na wełnowce…

Wczoraj udało mi się trochę porysować – pod jakimś dziwnym nostalgicznym impulsem skończyłam rysunek, który zaczęłam jeszcze w 2023 r. Wszakże to BioShock był przez długie lata tym, co ratowało mnie przed piekłem samotności, gównianej pracy i uwiązania za kostkę przy toksycznej rodzinie… Tak prezentuje się rysunek.

No i trochę też działałam w tradyszu – klik – i pewnie działałabym więcej, gdyby nie to, że tu jest tak mało miejsca i nie ma gdzie się rozstawić ze szkicownikiem i przyborami. Serio mnie to zniechęca – a mam promarkery, mam ołówki i kredki… A rysuję tylko na tablecie, bo tak jest mi wygodnie i mieszczę się komfortowo na biurku. Ech.

Co do grania i czytania, to ostatnio trochę posucha. Wyjazd do Łodzi trochę wytrącił mnie z rytmu… Książka o dżumie leży odłogiem i ciężko mi wybrać w jaki tytuł teraz zagrać i na czym. Myślałam o “The Flame in the Flood” na Xboxa, ale jakoś tak bez entuzjazmu. A na bibliotekę na Steamie patrzę jak panienka na ogromną szafę – ona nie ma w co się ubrać, a ja nie mam w co grać. :)

Tymczasem Latuda, Lerivon, siusiu i lulu. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasze strony wykorzystują pliki cookies (cisteczka).
Nota prawna
Zarządzanie cookies
AKCEPTUJĘ