01.
Zdecydowałam się na założenie tego bloga i pisanie tu o drobnicy. Mój bardziej prywatny blog został przeniesiony na WordPress na własny hosting, założyłam hasło i dostali je tylko zaufani znajomi. Jeśli kogoś pominęłam, a też chce – dajcie znać. :)
Jeszcze nie wiem w jaką stronę z tym wszystkim pójdę, zobaczy się. :)
Ostatnio wróciłam do jednej z moich pasji – czytania. W końcu przeczytałam “Niezwykłe podróże roślin” Stefano Mancuso – fajna i przyjemna lektura, a teraz czytam coś z “mojego” tematu, czyli “Kot Mali. Wspomnienia dziewczynki, która przetrwała Zagładę” Mali Kacenberg. Wybrałam tę książkę nie bez przyczyny – zaskoczyła mnie ilość negatywnych opinii i oskarżeń, że historia jest od góry do dołu zmyślona.
Pewne rzeczy można łatwo zweryfikować i każdy, kto umie używać Googli poradzi sobie z tym zadaniem, a co do autentyczności samej historii… No, sama nie wiem, ale zaraz rozwinę myśl.
Na LubimyCzytać widnieje ohydny (sorry, inaczej tego nie nazwę) komentarz jakiejś kobiety: Po kilkunastu stronach przestajesz wierzyć w słowa tej dziewczyny. Tak konfabuluje, wybiela swoje złe zachowania, koślawo się tłumaczy z samolubnej walki o życie, że książka staje się niestrawna. Przykro mi. Wiele o holokauście przeczytałam, jeszcze nigdy tak bez współczucia.
Wydaje mi się, że autorka komentarza wciąż jednak przeczytała na ten temat o wiele za mało, skoro nie rozumie, że z walki o życie w ekstremalnych warunkach i patologicznych czasach nie trzeba się tłumaczyć. Nie rozumie również, że nie ocenia się zachowania kogoś w sytuacjach, o których współczesnemu człowiekowi się nawet nie śniło. Bo tam nie obowiązywały nasze normy moralne i etyczne. Łatwo osądzać sprzed laptopa sącząc kawę, ale życie i historia nie są i nigdy nie były zero-jedynkowe.
Inny gość na pewnej grupie na FB spłakał się, że “ta dziewczyna to wygrała całą wojnę z tym swoim kotem” i “ta książka powinna stać obok Tatuażystów i Cilek” – to drugie zdanie uważam za uwłaczające i za przejaw niezłej ignorancji.
Od razu zaznaczę, że w przeciwieństwie do mnóstwa ludzi recenzujących online cokolwiek, ja nie należę do tych, którzy koniecznie muszą się do wszystkiego dowalić i wszystko skrytykować. No i niespecjalnie obchodzi mnie zdanie przypadkowych osób o tym, co akurat czytam – ale właśnie, jeśli temat dotyczy wojny, obozów i Holocaustu, to jestem trochę “drażliwa” kiedy widzę taki brak zrozumienia i ignorancję. Tak czy owak, w każdej książce chcę znaleźć głównie zalety – i w większości przypadków mi się to udaje.
Zwraca uwagę, że Mala, chociaż ma ledwie 12-13 lat, jest butna, zapalczywa i trudna do… pokonania, czym mi imponuje, bo nie ukrywam, że przypomina mi trochę młodą mnie. I pisze wprost, bez żadnych ogródek, że – na przykład – zostawiła 7-letnią kuzynkę na pastwę Niemców okłamując ją, że mama niedługo wróci (podczas gdy reszta rodziny zginęła) i uciekła z getta, że wolała ukrywać się w lesie i żebrać po wsiach o jedzenie zamiast opiekować się starym, schorowanym dziadkiem, że ukradła komuś (pewnie Polakom) pieniądze itp. – no i co, mam ją za to potępić, ja, która “pamięta opowiadania” i nie ma bladego pojęcia przez co ta młoda wtedy przeszła? A osądzający zachowanie Mali oczywiście dokładnie wiedzą, jak by się zachowali w takich sytuacjach i że wybraliby życie członka rodziny nad własne, prawda…? :) Oceniających boli też to, że często odwołuje się do Boga – mnie nie boli, a jestem radykalną ateistką.
A co do kota… No, sama nie wiem, ale lubię koty i podoba mi się ten wątek, bo jest w moim schizotypowym stylu. Podobno po zakończeniu wojny, kiedy Mala była już bezpieczna i w miarę dorosła, jej kotka zniknęła i więcej się nie pojawiła.
Warto też pamiętać o kwestiach psychologicznych, które są bardzo subiektywne, a ta młoda dziewczyna przeszła przez ogromne traumy, które ukształtowały ją na całe dorosłe życie. Mówię to jako człowiek, który w wieku 11 lat też oberwał ogromną traumą, której jednak “mimo wszystko” było daleko do ludobójstwa.
Dla mnie dobra książka, i ciekawa. Nie będę oceniać Mali ani jej zachowania, bo w pupie byłam i nic tam nie widziałam i w przeciwieństwie do komentujących na stronach, mam tego pełną świadomość. :)
Poza tym męczę też Diablo III, ale swoją opinię napiszę raczej na Szczurzym Gamingu. Przy okazji Diablo zaraz przypomina mi się fakt tych wszystkich dyskusji o wyglądzie postaci z gier – zwłaszcza kobiecych – i mam taką konkluzję, że większość ludzi (i kobiet i mężczyzn) ma jednak bardzo smutne życie, skoro ich to tak boli.
W Diablo gram mniszką, fizycznie będącą moim całkowitym przeciwieństwem – jest wysoka, szczupła i ma długie, jasne włosy. I… no jakoś nie mam z tym problemów, naprawdę. Może dlatego, że mam szczęśliwe i ułożone życie osobiste. :) Mam też towarzyszkę i z niej też jest fajna laska… Wybrałam ją zamiast wojownika-faceta, bo włada nie tylko bronią, ale i magią. No i moja postać z tą towarzyszką tworzy mocarny babski team, na który nie ma mocnych. :D I to jest mega i nie widzę w tym nic seksistowskiego. A że postacie są przerysowane? No taki urok gier fantasy, taka zawsze była ich konwencja, sorry. Przerysowane są i postacie kobiece, i męskie. Jakkolwiek, facetów płaczących o to, że w grach innego rodzaju postać kobieca wygląda bardziej jak zwykła kobieta jaką można zobaczyć na ulicy, niż jak super seksi lala, też mi szkoda.
Ludzie, gry to ROZRYWKA i jest ich tyle, że każdy znajdzie sobie coś, co będzie mu odpowiadać!
A, i jeszcze na koniec taki news z moich Discordów.
Youtuberka i artystka Kasia Babis, która jest autorką lubianych przeze mnie pasków komiksowych, odniosła się do bardzo tendencyjnego artykułu z najnowszego numeru “Polityki”. Artykuł jest o tym, że tera te młode to tylko chodzą na te terapie, głupot tam słuchają i przez to nie szanują starszych!
Kasia odnosi się do tematu rzeczowo i z humorem.
No i to tyle na dziś. :)
5 thoughts on “01.”
Niektórzy lubią po prostu dowalać innym, a jeśli samemu nie przeżyło się podobnych sytuacji, nie mamy prawa oceniacz. Moi dziadkowie mieszkali obok obozu zagłady ( był taki w moim mieście) i wiele widzieli oraz słyszeli, także o Polakach.
Historia nie jest czarno-biała. Dobrze, że sięgasz po różne rzeczy, to pomaga odbić się od złych nastrojów…
Młodzi ludzie nigdy nie mieli różowo, zapomniał wół jak cielęciem był. Niektórzy dorośli, starzy, zgorzkniali woleliby nie widzieć niektórych problemów. Z wiekiem stajemy się bardziej skupieni na sobie , niestety.
Nawet gdyby terapeuta miał być przyjacielem za kasę, to lepiej taki, niż depresja i samobójstwo!
Bardzo mądre słowa. Nic dodać, nic ująć. :)
Wiesz co? Cholernie się cieszę, że założyłaś tego bloga i że wróciłaś do swojej pasji. Kurdę, mądrego, to aż miło poczytać/posłuchać. W twoim podejściu podoba mi się to, że nie oceniasz, a próbujesz zrozumieć.
Co do traum – to nie jest tak, że Ty w dupie byłaś i gówno widziałaś, jak to ujęłaś. Każdy swoją traumę przeżywa inaczej, wszystko zależy od indywidualnej wrażliwości człowieka. Każdy przechodzi swój własny koniec świata, na swój sposób. A Ty przeszłaś wiele. Zdecydowanie więcej, niż niejeden człowiek by wytrzymał, także – możesz być z siebie dumna, że dałaś sobie radę.
Co do Kasi Babis mam mieszane odczucia. Czasami mówi z sensem. Dlatego chętnie posłucham, jak wypowiada się o tym artykule.
A ten, kto napisał, że terapeuta to "przyjaciel za pieniądze", to raczej mocno ograniczona jednostka, śmiem twierdzić. Terapeuta nigdy, przenigdy nie jest przyjacielem. Terapeuta, jest po prostu terapeutą, nikim mniej, nikim więcej i nieważne, czy za kasę, czy na NFZ.
A dziękuję za bardzo wartościowy komentarz. :3
Tutaj będę publikować takie luźniejsze refleksje i też może bardziej prywatne – dlatego blog jest zamknięty, bo nie chce mi się udowadniać normikom, że białe nie jest czarne. Nie chce mi się z nikim kłócić i czytać jakichś wysrywów.
Do pasji jeszcze wrócę na serio, ale to może dopiero jak osiądziemy w Piotrkowie i jak ustabilizuje nam się sytuacja finansowa.
Tymczasem oficjalnie o literaturze obozowej piszę tu: https://w-sercu-piekla.blogspot.com :)
Książka jeszcze przede mną, jak przeczytam… to skomentuję jak zwykle ;) ale ogólnie też mnie mierzi takie ocenianie… Nam się może co najwyżej wydawać, że jakoś byśmy postąpili.
Zgadzam się, że terapeuta to nie przyjaciel, różnicę dostrzeże każdy, kto takowego odwiedził :) no a kto nie odwiedził, to znowu opowiada co mu się wydaje…