16.

16.

Święta minęły w dobrej atmosferze, a teraz korzystamy z Misiem z ostatnich dni wolności – moja mama poleciała z ciocią, kuzynem i jego chłopem do Grecji na tydzień (wracają w poniedziałek).

Obowiązki domowe ogarniamy razem na bieżąco – pranie leci na bieżąco, gary nie stoją w zlewie, kuwety posprzątane, psica wyprowadzona, blaty czyste, śmieci wyniesione. Radzimy sobie dużo lepiej, niż jeszcze rok temu jak mama wyjechała do sanatorium, o dalszych czasach jak mama mieszkała u babci nie wspominając.
Powiem wprost – jestem z nas dumna. Wczoraj zrobiłam zapiekankę z różnego stuffu i też bardzo dobrze i sprawnie sobie poradziłam. Mój układ nerwowy się regeneruje. :)

Czasem wpadają mi w łeb jakieś może i banalne, ale dla mnie ważne refleksje. Zapisuję je tutaj.

Dzisiaj przypadkowo zrobiłam sobie dłuższy spacer z Niurą, miałam iść tylko do paczkomatu po Miśną paczkę, a wyszło że przeszłam niezłe koło. Trochę zmarzłam, bo nie wzięłam bluzy, ale warto było bo solidnie przewietrzyłam łeb i zrobiłam fajne foty.
Znowu miałam rozkminy o minionych latach, i jak teraz jest fajnie, bo (chociaż na tym konkretnym spacerze byłam sama z psicą) w końcu mam kogoś, kto mi towarzyszy w codziennych aktywnościach. Mogę iść z nim gdzieś choćby w środku nocy i uwieczniać wszelkie gry świateł, nocne scenki miejskie i czuć się bezpiecznie – bo kobiety idącej z facetem o posturze niedźwiedzia grizzly nikt nie zaczepia. :)
Anyway, eksplorowałam z Niurą miejsce, gdzie kiedyś stał i działał Linodrut i potem okolice parku im. Kuronia, fotorelację macie tam gdzie zawsze.

A co było w Miśnej paczce? Lego, które zamówił sobie z okazji imienin. :) Mały, czerwony skuter Vespa. Miś od razu wziął się do składania zestawu, a ja nie chciałam być gorsza, więc złożyłam swój mini wózek widłowy.

Także terapia zajęciowa na najbliższy czas została zaliczona. :)

Ja tymczasem wciąż czekam na jakieś informacje z ZUSu. Znajomy z netu, który też czeka na nową decyzję pisał mi, że wszystko wskazuje na to, że nasze komisje już się odbyły – zaocznie i pewnie na dniach będą decyzje. Ja trochę nie podzielam tego optymizmu, bo ZUS to instytucja, która ma zawsze bardzo dużo czasu… I wiadomo, że zawsze jest stres, ale z tego co słyszałam u licznych źródeł, nie zdarza się, żeby schizofrenikowi nie przedłużyli renty socjalnej bez jakiegoś naprawdę znaczącego powodu. No i czekam, bo co mam zrobić. Jeśli nie wyrobią się z decyzją i przelewem do 15 maja, to mama powiedziała, że mi pożyczy na spłaty moich syfów i potem jej oddam z nadpłaty, jaką dostanę jeśli ZUS się będzie grzebać. Tyle dobrego, że odpadnie mi ten problem, bo bardzo się bałam, że w maju nie dam rady spłacić tych wszystkich rat i że to się odbije bardzo negatywnie na mojej zdolności kredytowej…

Spacerując po parku spojrzałam na kwitnące kasztanowce i uświadomiłam sobie, że w tym roku mija 20 lat od mojej matury.
Bywało różnie przez 19 lat mojego leczenia, ale teraz jestem na takim etapie w życiu, że nie żałuję tamtych czasów i nie wstydzę się tego, kim wtedy byłam. To nie była moja wina, że zachorowałam na schizę i z tego powodu odstawałam od innych dzieciaków, czasem zdarzało mi się zrobić jakąś głupotę, a nikt dorosły nie uznał za stosowne mi pomóc. Wszyscy woleli mnie tylko gnoić i wdeptywać w błoto, bo byłam małym, krnąbrnym, pyskatym gównem, które nie chciało się uczyć. Dzięki temu, że taka byłam, wciąż żyję. Zresztą co wtedy było wiadomo o chorobach psychicznych wśród dzieci i młodzieży…

Już mnie tam nie ma. Nie ma mnie na szkolnych korytarzach, nie widuję już nawet byłych nauczycieli czy dawnych bullies. Nie mam kontaktu z nikim z żadnej szkoły poza dwiema osobami. Wszyscy dorośli, mają swoje dorosłe życie – to jest normalne i oczywiste. Nie mam potrzeby wracać do czasów liceum i tego, co się wtedy działo, co się planowało, o czym się marzyło.
Śmieję się czasem, że teraz moi szkolni bullies muszą zapierdzielać na moją rentę, może i większą niż ich wypłaty, i bardzo im tak dobrze. xD

Chciałam być pracownikiem naukowym w pewnym znanym muzeum. Dążyłam do tego, i nie ukrywam, że miałam pewne predyspozycje – tyle, że moja choroba psychiczna z nimi wygrała… To nie była moja droga, teraz to wiem. Tak naprawdę nie chodziło o bycie wybitnym historykiem – chodziło o potrzebę akceptacji, uznania i szacunku – czegoś, czego w tamtym czasie nie znałam. Nie dały mi tego niedokończone studia – dał mi to Miś i urząd, którego nienawidzi 99% Polaków.
Ba, w ostatecznym rozrachunku ułożyło mi się w życiu dużo lepiej, chociaż w 2005 roku z całą pewnością bym się nie spodziewała takiego obrotu sprawy. :)

W przeciwieństwie do większości moich zdrowych psychicznie rówieśników jestem zadowolona ze swojego życia, które mija mi spokojnie jak nastolatce w wakacje. Mam pieniądze, mam spokój, mam mnóstwo czasu dla siebie. Nie muszę pracować, nie mam dzieci – więc nikt nie odziedziczy mojego spierdolenia i nie będzie przez nie cierpieć i jeszcze czasem coś dobrego spadnie z nieba. :)
Mam też tego kogoś, o kim rozpaczliwie marzyłam w tamte samotne, letnie noce, płacząc rzewnymi łzami w poduszkę. Chociaż mając 19 lat nie miałam bladego pojęcia co to jest związek i jak budować dobrą, zdrową i trwałą relację. Dlatego zawsze mówię, że warto było czekać na związek jednocześnie na poziomie szczeniackiego serca, ale zarazem bardzo dojrzały, bo przecież oboje weszliśmy w niego jako dojrzali, dorośli ludzie.

Liceum było i minęło i wcale nie uważam, że to są “najlepsze lata życia”, za którymi rzekomo się tęskni będąc dorosłym. Ja najlepsze lata życia mam teraz, u progu czterdziestki. :) Jedyne za czym faktycznie tęsknię, to niższa waga i brak ustawicznego bólu barków i pleców. XD
Lubię tę piosenkę, bo mi się jakoś pozytywnie kojarzy z tamtymi czasami… Słusznie minionymi.

Ostatnio trochę rysowałam – efekty tam gdzie zawsze i trochę czytam (tia, ciągle) książkę o dżumie. Granie póki co leży odłogiem. Mam rozgrzebanego Atomic Heart, a na Switchu kusi Core Keeper… Ale na razie wolę skupić się na czytaniu. Książka o dżumie udowodniła mi, że moja pamięć minimalnie się polepsza – nie pamiętam wprawdzie jakichś szczegółowych terminów i nazwisk, ale zapamiętuję już daty no i mam ogólne pojęcie o tym co czytam. Jak na schizofrenika, to naprawdę dużo i wielki sukces.

No i poczyniliśmy też pewne zakupy książkowe.

A Hitman jest dla Misia, bo ma teraz fazę na tę serię.

Kiedyś byłam fanką serii, niestety przyszło mi się pogodzić z faktem, że jestem na te gry za głupia. :) Na nowe, a co dopiero mówić o czterech pierwszych częściach.

A póki co mam w planach więcej czytać.
To tyle. Dobranoc. :)

Marchwin sieje terror xD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasze strony wykorzystują pliki cookies (cisteczka).
Nota prawna
Zarządzanie cookies
AKCEPTUJĘ